sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 1- Spojrzałem na nią inaczej.

Znowu zima. Płatki śniegu spadały na mnie tak smutno, kiedy zbliżałem się do mojej ulubionej kawiarenki dla studentów. Chodziłem tam codziennie z samego rana. To było jedyne miejsce w którym czułem się jak w domu. Przy dobrej kawie potrafiłem robić wiele rzeczy jednocześnie. Odrabiałem prace domowe, słuchałem muzyki, pisałem wiersze i jadłem swój jedyny posiłek w ciągu dnia. Mój plan lekcji był ciągle taki sam, dlatego dzień w dzień mogłem siedzieć tam dwie godziny. Rano nie było tam nikogo. Pustka była przyjemna. Może nie byłem tam całkiem sam. Na przeciwko mnie zawsze punkt szósta przy stoliku przy ścianie siadała szara myszka. Była to niska, chudziutka niezbyt ładna dziewczyna, która pojawiała się tam codziennie, nawet gdy była chora. Była tak cicha, jakby jej tam nie było. Dlatego według mnie jest tak pusto, tak idealnie.
Moje miejsce było po drugiej stronie kawiarenki przy oknie. Zimą miałem na co patrzeć. Usiadłem sobie z kubkiem ulubionej kawy i tostem i odruchowo spojrzałem na zegarek.
Punkt szósta. Spojrzałem na drugi koniec sali. Siedziała już tam. Zwykle sprawdzam tylko przez sekundę czy jest, ale tym razem patrzyłem dłużej. Może dlatego że płakała? Albo wyglądała gorzej niż zwykle? Zawze przychodziła w starannie rozpuszczonych włosach jednak dziś związała je w niedbałego koka. Była bez makijażu i do tego cała czerwona od płaczu. Nie miała przy sobie nawet jednej książki. Dziwne, zwykle sterta książek była wyższa od niej. Odwróciłem wzrok i zacząłem jeść swoje śniadanie, kiedy nagle zaczął jej dzwonić telefon. Widocznie unikała osobę,która dzwoniła, bo nie odbierała. Zajadała się czekoladą. W ciągu 30 minut zjadła już 2 tabliczki. Gdzie ona to mieści? 
Wytarła sobie łzy i w końcu odebrała.
- nie dzwoń więcej!- krzyknęła- jesteś skończonym dupkiem!- rozłączyła się.
O mało mi oczy nie wypadły. Ona wydawała się taka...spokojna..A tu BOOM! Takie słowa..
Poza tym zakłóciła moją cisze i śniadanie przez nią nie było takie dobre. Byłem zły, bo zwykle jest tam cicho.
- dać pani chusteczkę?- zapytała kelnerka
- tak, dziękuję- powiedziała cichutko to był tak cieniutki głosik. Nigdy takiego nie słyszałem. Pasowal do jej osobowości. Pojawili się już pierwsi klienci. Dlatego szybko wytarła łzy i wyjęła z torebki książkę i zaczęła czytać
Czułem się jak w kinie, oglądając jakieś romansidło albo w domu z mamą oglądając jeden z seriali "Brzydula" czy coś takiego. Brrr..
Znudzony wziąłem swoją książkę od matematyki i zacząłem rozwiązywać zadania.
Jak przed ósmą wychodziłem z kawiarni ona jeszcze udawała że czyta- przynajmniej ja miałem takie wrażenie.
***
- Kuba zaczekaj!- krzyknęła za mną Jowita, kiedy wchodziłem do klasy
- będziesz dzisiaj u mnie o 20?- patrzyła na mnie tak, jakby moja obecność na jej urodzinach była obowiązkowa
- raczej nie da rady- skłamałem. Tak na prawdę nie miałem zajęcia. Ale ta dziewczyna mnie irytowała tym, że cały czas za mną chodziła. Nienawidzę taki dziewczyn. Tak, pół mojej szkoły. Niestety mam za duże powodzenie. Gdyby nie kawiarenka chyba bym utonął wśród tych nachalnych dziewczyn.
- oj...- posmutniała- a pojutrze?
- bardzo mi przykro, ale wątpię żebym kiedykolwiek miał czas. Jestem bardzo zajęty- nie lubiłem kłamać, ale życie "lubianego" już takie jest.
- czym?- nalegała. Spojrzałem na nią najbardziej złą miną jaką mogłem ją obdarzyć. Muszę przyznać, że była bardzo ładna i w sumie czemu nie?
Przynajmniej nie będę musiał wymyślać wymówek kiedy jakaś inna laska poprosi mnie, żebym przyszedł albo gdzieś z nią poszedł.
- no dobrze przyjdę- uśmiechnąłem się szczerze.
- ooo! świetnie!- uśmiechnęła się promiennie- pamiętaj! O 20!- i znikła w tłumie.
Usiadłem na swoim miejscu i spojrzałem na zegarek
- gdzie ten cholerny nauczyciel, gdybym ja się spóznił zrobiłby mi awanturę....- pomyślałem wkurzony
- cześć Kuba- powiedziała ze swojego miejsca jakaś dziewczyna. Nie pamiętam nawet jej imienia. 
- hej...- uśmiechnąłem się do niej i wyjąłem podręcznik na ławkę
I w tej właśnie chwili wszedł do klasy nauczyciel ze znajomą osobą.
-hm....przecież to ta okularnica z kawiarenki- pomyślałem
- to jest wasza nowa koleżanka. Ma na imię Zosia 
- kurcze..znowu jakaś brzydka- szeptał jakiś koleś za mną do kolegi
- i do tego kujonka- dodał
Muszę przyznać, że szkoda mi jej się zrobiło. Nikt jej nie znał, a już oceniał. Mogę zaliczyć się do listy dupków.
- znam ją...- szepnął Maciek do mnie. On był moim najlepszym przyjacielem. Od zawsze. Od pierwszego dnia szkoły podstawowej.
- skąd?- zapytałem.
- brat Jowity z nią chodził dla jaj. Założył się z kumplem że ją zaliczy- jak tylko to usłyszałem spojrzałem na nią inaczej.
- aha- powiedziałem udając że wcale mnie to nie obchodzi. Tak na prawdę strasznie nie lubiłem takich kolesi. Jak można bawić się czyimiś uczuciami tylko żeby się pośmiać?
***
Musiała czuć się jak gówno, kiedy w klasie było słychać tylko jeden wielki szept.
- siądź tam- wskazał nauczyciel palcem na miejsce z lewej przede mną.
- dobrze- powiedziała znowu cicho i melodyjnie.
Nagle ktoś rzucił ją kulką z papieru. Udawała, że wcale tego nie widzi.
Po raz kolejny dziś zrobiło mi się jej szkoda. Usłyszałem jakieś śmiechy z tyłu. Nie mogłem na to patrzeć. Miałem ochotę wyjść z tej klasy. Miałem taką ochotę codziennie, ale dziś nie chciałem wychodzić sam. Lecz z nią.
Między lekcjami, na przerwach siedziałem z kolegami, którzy nie mieli innych tematów poza "genialnym zakładem Pawła, brata Jowity". Idioci.
- idziesz dziś do Jowity?- zapytał Maciek- bo pół szkoły mówi, że będziesz
- będę, musiałem się zgodzić
- ty to masz szczęście- powiedział rozbawiony
- e tam......nie widzę plusów- powiedziałem przygnębiony
- podejdź do niej- powiedział nagle Maciek.
- ale do kogo?
- do Zośki, tej nowej. Gapisz się na nią cały czas....
- nieprawda- zaśmiałem się.
No może troszkę prawda. Ale tyci tyci.
- ale nie mów, że ci się podoba...- miał minę jakby ostatnie słowo, które chciał usłyszeć to "tak, podoba mi się"
- nie coś ty- powiedziałem szczerze. Nie podobała mi się. W końcu nie była zbyt ładna. Wydawała mi się tylko taka tajemnicza. Dlatego tak na nią zwracałem uwagę, była interesująca. Nic więcej.
Czy ja się niepotrzebnie tłumaczę???
- już myślałem- Maćkowi ewidentnie ulżyło.
Na reszcie lekcji nic się nie zmieniło. Nadal Zosia była dla mnie elementem badawczym a dla reszty osobą do wyśmiewania.
Po lekcjach, jak wszedłem do szatni jej już tam nie było. Jednak spotkałem ją w kawiarence. Na obiedzie. Nie wierzyłem że aż tyle mogła sobie naładować na talerz.
Siadłem tam gdzie zawsze.
- był tu taki chłopak i zostawił dla ciebie to- powiedziała miła kelnerka do Zosi. Podała jej różę i kartkę. 
- dziękuję- powiedziała tym swoim głosikiem
Znowu zaczęła płakać, jak tylko otworzyła kopertę. Wzięła telefon do ręki i do kogoś zadzwoniła
- będę dzisiaj na imprezie- powiedziała smutno- tak, wybaczam ci. Nie żartuję.
Nie mogłem uwierzyć. Jak mogła komuś takiemu wybaczyć. Schowałem notes do wierszy do plecaka i wyszedłem na dwór. Już zrobiło się ciemno. 
Śnieg przestał padać. Wszystko dookoła było pokryte białym puchem. Niechętnie wróciłem do domu. Ale i tak najgorsze miałem jeszcze przeżyć- impreza u Jowity.
***
Na tej domówce zniechęcało mnie wszystko. Zaczynając od ogromnej ilości osób kończąc na muzyce, której na prawdę, nie dało się słuchać.
- o jesteś na szczęście- powiedziała wesoło Jowita. Założyła czarną prostą sukienkę podkreślającą jej sylwetkę i buty na wysokim obcasie. Była tak wysoka jak ja. Dwie żyrafy.
- ładnie wyglądasz- wymknęło mi się. Kurcze. Ale przynajmniej ucieszyła się dziewczyna
- dzięki, ty też- złapała mnie za rękę i zaczęła mnie gdzieś prowadzić.
Tak myślałem. Do jej przyjaciółek
- to jest Kuba- powiedziała do nich
- cześć- powiedziałem zmieszany. Chciałem wracać do domu. Już miałem przeprosić i wyjść ale usłyszałem kłótnie za drzwiami kuchni
- przepraszam, ale ja nie mogę jednak stać koło ciebie jak gdyby nigdy nic- znajomy głosik. Zosia wyszła z kuchni. Zrobiła to tak szybko że po niej na tych urodzinach został lekki zapach jej perfum. 
Ale najbardziej zdziwiłem się, kiedy usłyszałem to;
- przegrałeś zakład- powiedział jakiś męski głos
- no niestety. Myślałem że po tych różach się uda. To ile ci wiszę- odpowiedział brat Jowity. Mało brakowało a wszedłbym do kuchni i go zatłukł ale wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się na pięcie.
- gdzie idziesz?- zapytała zaskoczona Jowita
- niestety ale muszę iść- powiedziałem nawet nie odwracając się w jej stronę- przepraszam.
Na zewnątrz już nikogo nie było. Od dwóch lat widywałem tą dziewczynę dzień w dzień o szóstej i nigdy nie pomyślałbym, że "taka" dziewczyna może latać mi po głowie cały dzień. Ale po głowie latała mi myśl, że to wszystko z litości. Po prostu bylo mi jej szkoda. Bo ja nie potrafiłem kochać. Poza tym ona na pewno nie była w moim typie. 
Ale tak bardzo chciałem żeby z 2 w nocy zrobiła się szósta rano.