W kawiarence zmienili wystrój. Tam, gdzie zawsze stały stare meble,
pojawiła się wielka biblioteka na całą ścianę. Masa książek, które mógł
czytać każdy. Dziś pojawiłem się tam, jako pierwszy. Usiadłem na wygodnej
kanapie i chciałem wyjąć notes. Ale nie znalazlem go na swoim miejscu.
Zacząłem panikować, wywaliłem z plecaka wszystko na stół. Ale pudło. Nie
bylo go tam. Niemożliwe. Nigdy go nie wyjmowałem poza kawiarenką.
-
tego szukasz?- zapytała swoim dziewczęcym głosem Zosia. Nie musiałem
podnosic glowy zeby upewnic sie czy to ona. Bylem pewny. Nikt nie ma tak
delikatnego glosu jak ona.
Spojrzałem na nią. Stała poł metra od mojego stolika trzymając w ręce moj notes z dziwnym wyrazem twarzy.
- tak, dzieki- powiedziałem z ulgą. Położyła notes na stoliku i odwróciła się, żeby sobie pójść.
Nie wiedziałem co robić. Musiałem szybko myśleć i zareagować. Czasami mi to wychodziło, ale dziś mogłem sie upokorzyć.
-Zosiu poczekaj!- powiedziałem z mieszanymi uczuciami. Odwróciła głowę i spojrzała na mnie dziwnie tak jakby spodziewała się, że cos jej powiem złego. Chyba za dużo miała przykrości w życiu. Dobrze, zatrzymała się, ale co teraz mistrzu? Zapytał mój mózg- może się dosiądziesz?- zaproponowałem miło z uśmiechem. Niestety mój uśmiech znikł mi z twarzy, kiedy odwróciła się i ruszyła dalej.
- nie mogę- powiedziała to tak cicho, że ledwo ją usłyszałem. Mimo, że ona jest niska to muszę przyznać że potrafi latać, nie chodzić. Sekunda i już była na swoim miejscu. Ale co to za odpowiedź "nie mogę". To było trochę nieuprzejme. Albo to ja jestem przewrażliwiony. To całkiem możliwe. Nigdy mi nikt niczego nie odmawiał tym, bardziej dziewczyny. Nie chciała ze mną kontaktów. Hm i w tym właśnie problem, bo mnie właśnie to przyciągało. Taka odmowa zachęcała mnie do głębszego interesowania się jej osobą. Uśmiechnąłem się do siebie samego.Kiedy mózg zapytał znowu,po co ja to wszystko robię i po co ciągle myślę jak do niej zagadać pomyslalem sobie ze fajnie byloby teraz siedziec kolo niej. Musialem zdobyc jej zaufanie. To byl moj cel,ale nie na zasadzie zaliczenia.
Zosia siedziala ze spuszczona glowa na swoim miejscu piszac cos na jakiejs kartce. Nagle podniosla glowe i spojrzala w moja strone. Zamarlem. Przylapala mnie jak sie na nia gapilem. Spuscilem od razu wzrok lekko sie zaczerwieniajac. Zadko mi sie tak dzieje. Wyjalem telefon zeby zaczac udawac ze cos robie i zauwazylem ze mam nieodebrane polaczenie od Maćka. Oddzwonilem.
- czesc co chciales?-zapytalem
- chciales wiedziec cos wiecej o tej dziwaczce....
- no....i?
- mam pare informacji- usmiechnalem sie bardzo zadowolony. Troche faktow sie przyda.
- to mow!- powiedzialem glosniej nie mogac sie doczekac
- powiem ci w szkole, bo tak przez telefon to troche lipa.- odpowiedzial Maciek ziewajac mi przez komorke.
-mow i nie ziewaj mi tu idioto- powiedzialem zniecierpliwiony.
- a moze jednak....hm....podoba mi sie ta pilka co ci mowilem z Adidasie....- u niego zawsze dziala zasada ' cos za cos'
- bedziesz ja mial,a teraz mow
- nie tym tonem- zazartowal Maciek- no wiec... Brzydula od 2lat mieszka z babcia bo jej rodzice to alkoholicy. Ma brata narkomana ktory jest na odwyku i 2 siostry w rodzinie zastepczej. Od kiedy jest w tej szkole ma same 6 a jedyny przedmiot z ktorym sobie nie radzi do wf i matematyka. Ma wade wzroku minus 2 i aparat na zebach od 2 lat. Rozmiar ciuchow xs a buta 36. Mieszka na osiedlu tam gdzie twoja ciocia, nawet w tyn samym bloku. Wygrala kiedys olimpiade pisania wierszy czy cos takiego a jej talent jest znany przez lokalne gazety. Jej zainteresowania to pisanie i czytanie a ulubiony sport to spanie. Nie ufa nikomu i nikt jej nie lubi. Kocha brata Jowity a wolny czas spedza gdzies w jakims barze dla studentow. Adresu nie podala. To chyba wszystko- sluchalem go w skupieniu
-dzieki. Skad ty wiesz to wszystko?- bylem zaszokowany ze az tyle udalo mu sie tyle ustalic.
-bo wiesz....ostatnio nie bylem w kinie...- zasmial sie , ja tez. Wredna malpa.
- bedziesz mial pilke, kino i obiad ale mow
- niektore rzeczy wiem od wychowawcy, szatniarki a reszta to z blogu
- prowadzi bloga?- zapytam cicho zeby nie usłyszała niczaskoczony.
- tak. Wysle ci linka za chwile- usmiechnalem sie, wiedzialem duzo. Bardzo duzo. A dzieki jej blogu bede wiedziec wszystko....i to na bierzaco.
- jestes genialny- krzyknąlem zadowolony, jak dziecko na widok nowej zabawki
-urok osobisty- powiedzial ' skromnie' Maciek. Mimo tego ze umial mnie wykorzystac byl dobrym kumplem zawsze moglem na niego liczyc. Bylem pewien, ze jakbym nic mu nie dal, lub nie kupil to i tak i tak by mi to powiedzial. Po prostu musiał zyskać. Należało mu się. Wszystkich tych informacji, sam musiałbym szukac z rok.
Rozłączyłem się. Spojrzałem w strone Zosi, ale jej już tam nie było. Spojrzałem na zegarek. Kurcze!! Już byłem spóźniony na lekcje. Bardzo spóźniony.
Wpadłem na lekcję i po wyrazie twarzy nauczycielki zrozumiałem że już jestem przegrany. Mimo że z matematyki byłem dobry.
- siądz sobie koło nowej koleżanki- powiedziała nauczycielka głośno i wyraźnie. Aż szyby w oknach się bały.
Siadłem bez protestowania, w końcu to ma być koło Zosi.
- jesteś idiotą- powiedział ktoś wewnątrz mnie.
Wyjąłem zeszyt i podręcznik tak jak należało. Pani zaczęła coś tłumaczyć, ale dziś nie mogłem się skupić. Było to do mnie niepodobne. Matematyka była dla mnie interesująca. Chyba do dziś.
- wyjmujemy karteczki- powiedziała nagle pani. Jejku, musiała?
Każdy zaczął pisać, żeby zdążyć wszystko rozwiązać. Moja klasa była średnia z tego przedmiotu. Nikt matmy nie lubił. Tylko ja...super. A tak bardzo nie lubie się wyróżniac. Skończyłem przed czasem. Spojrzałem na kartkę Zosi. Pustka. Zrobiła tylko jedno zadanie. Do tego źle. Dlatego gdy tylko nauczycielka się odwróciła zamieniłem nasze kartki żeby za nią rozwiązać te zadania.
- co ty robisz?- zapytała zła szeptem
- rozwiązuję zadania- uśmiechnąłem się i w skupieniu je rozwiązałem innych charakterem pisma. Kiedy skończyłem szybko podmieniłem karki.
W zmienianiu pisma jestem geniuszem. Każdy przyzna mi rację. Potrafię pisać całkiem podobnie do każdej osoby. Tym bardziej jak bardzo chcę to robić.
- podpisz się- powiedziałem nadal uśmiechnięty
- nie musiałes tego robić, co chcesz w zamian?- zapytała tak na odwal się.
-zrobiłem to bezinteresownie- powiedziałem cicho
- dobra... nieważne. Mam to gdzieś. Nie rób tego więcej- powiedziała nadal wkurzona. Schowała swoje rzeczy do plecaka i wyszła z sali, bo akurat zadzwonił dzwonek.
Pobiegłem za nią, bo zdenerwowało mnie jej zachowanie. Ja chciałem jej pomóc a ona od razu ma jakieś pretensje.
- ej poczekaj chwilkę!- krzyknąłem za nią.- o co ci chodzi?- podszedłem do niej
- słuchaj..nie obchodzi mnie o co ci chodziło....ani po co to zrobiłeś. Po prostu się ode mnie odwal. Nie chcę mieć nic wspólnego z kimś takim jak ty- zamurowało mnie. Taka mała osóbka...i takie słowa.. no nie spodziewałem się. Ale nie zraniło mnie to, bo wiedziałem czemu ona tak postepuję. Każdy w tej szkole nie daje jej żyć, dlatego ona jest zmuszona być niemiłą.. rozumiem to. Poza tym może odbierać niektóre rzeczy jak żart. Noi jeszcze sytuacja z Pawłem.... Szkoda mi jej było
- niby jaki jestem? Nie znasz mnie a oceniasz.- postanowiłem uśmiechnąć się miło, nie złośliwie, żeby przestała się złościć
- tutaj.....wszyscy jesteście tacy sami, bez wyjątku- powiedziała patrząc w głąb korytarza i ruszyła przed siebie unikając mnie kompletnie.
Super. Myślałem, że znajdę siłę na to żeby jeszcze raz do niej podejść. Ale niestety. Nie dałem rady. Chyba duma mi na to nie pozwalała.
I tak mijały następne dni. Rano o 6 widywałem ją w kawiarni. Natepnie na lekcjach, na których nic nie robiłem tylko pisałem różne rzeczy w moim notesie. Maciek dostał swoją piłkę..i nawet byliśmy w kinie...ale to nie było tak jak dawniej, przez tę sytuacje z Zosią nic mnie nie interesowało. Jednak trochę bolało mnie to, że ktoś tak mnie potraktował. Na prawdę. Tym bardziej, że chyba...zależało mi na niej. Chciałem dla niej dobrze, chciałem jej pomóc nie tylko na klasówkach, ale też z sytuacja w szkole...ale ona na wstępie skreśliła ta opcje, nawet nie dała mi szansy jej tego powiedzieć. Trudno..Miałem się już poddać, kiedy przechodząc przez szatnie zobaczyłem, jak jakieś dziewczyny odchodziły on niej. A ona bez żadnego wyrazu twarzy, stala tam sama cała pomazana markerem, opluta i czymś oblana. Zdjęła bluzę i wytarła nią twarz. Podszedłem do niej. Jak mnie zobaczyła zaczęła iść w stronę łazienki, udając że mnie nie widzi
- poczekaj- powiedziałem idąc za nią.
- daj mi dziś spokój- powiedziała słabym głosnem. Chyba słyszałem w jej głosie nutkę rozpaczy. Byłem pewny że po wejściu do łazienki bedzie płakać- jeśli chcesz się śmiac to zrób to gdzie indziej- stwierdziła szorstko
- to nie jest śmieszne- powiedziałem. Tym razem nie zamierzałem się poddawać- nie wiem czemu aż tak mnie oceniasz, ale..- nie dała mi dokończyć
- nie potrzebuje litości, a teraz pozwól że się przebiorę i idz sobie bo nie mam czasu ani checi na rozmawianie
- poczekam tu na ciebie. Nie czuje litości..po prostu mam ochote cie poznać
- a ja ciebie nie- powiedziała chamskim głosem. Już traciłem cierpliwośc ale wiedziałem że muszę wytrzymać.
- to masz pecha bo ja tak- nalegałem uśmiechając się szeroko
- słuchaj...sam widzisz jak mnie tu trakują..bądz dorosły i nie rób sobie jaj. Idź już bo za 15 minut wydają obiad w kawiarni i nie zdążysz
- nie jem obiadów- fajnie że tym razem miałem argumenty.
- ile ci zapłacili?- doszła do sedna swoich myśli
- zrozum że nie chcę ci zrobić przykrości. Idź się przebrać i porozmawiamy, dobrze?
- dobra, nic nie tracę...i tak moje życie nie ma sensu, rób co chcesz..- powiedziała jeszcze ciszej, prawie szeptem.
- to co nie idziesz do łazienki?- zapytałem
- i tak nie mam ubrań na zmianę- powiedziała smutno- pójdę tylko umyć buzię i ręce
- czyli okłamałaś mnie, no nieładnie- powiedziałem śmiejąc się cicho. Usmiechnęła się po raz pierwszy od tygodni. Wow! Brawa dla Jakuba!
- ja mam T-shirt z wf, którego nie nosiłem więc moge ci dać.- powiedziałem. Spojrzała się na swoją bluzke całą w kawie i markerze zmieniając minę z uśmiechnietej na smutną i dobitą.
- chyba to dobry pomysł - powiedziała i wzięła ode mnie tę bluzkę. Poszła się przebrać. Po wyjściu z łazienki była już czysta i bardzo zabawnie wyglądała. Moja bluzka była dla niej jak sukienka. Miała pod spodem getry, więc to wyglądało fajnie. Nie jedną dziewczyne widziałem na ulicy tak ubraną.
- fajnie wygladasz- powiedzialem usmiechniety.
Zignorowala moje slowa biorac do reki swoja torbe. Ruszyla w strone wyjscia a ja stalem patrzac jakby mnie do podłogi przykleili
- to idziesz czy jednak zrobisz mi na rękę i sobie pójdziesz?- zapytała nie odwracając się w moją stronę
- oczywiscie że idę- podbiegłem do niej błyskawicznie.
- a już miałam świętować- zaśmiała się złośliwie. Roześmiałem się głośno. Jej podejście do mnie mnie rozwalało.
Doszlismy do kawiarni i siedlismy kolo siebie, jednak ona przesiadła się na przeciwko mnie jakbym mial ja zjesc i balaby sie o swoje bezpieczenstwo. Albo miala cos do mnie, albo cos do chłopaków na ogół.
- nie gryze- powiedzialem zabawnie jak do dziecka.
- no i co? to nic nie zmienia. Nienawidze ludzi i wole sie od nich trzymac z dala, jasne? To mogę juz sobie isc?- nie patrzyla mi prosto w twarz. Czyli niedokonca to byla prawda.
- nie- próbowałem być miły i nie tracic cierpliwosci- mielismy porozmawiac
- i co teraz niby robimy?- zapytała bawiąc się serwetką która leżała na stole
- czemu nie lubisz ludzi?- zapytalem. Chcialem wiedziec jak najwiecej,
- bo są durni i egoistyczni. Niszczą to co mają i nie szanuja samych siebie a co dopiero innych...ale chyba nie muszę się tłumaczyć
- nie musisz ale możesz. Ale czemu oceniasz kogos z góry? nie znasz mnie a oceniasz...
- wszyscy sa tacy sami..bez wyjątkow...- powiedziala z pewnoscia w swoim glosie. Troche mnie to zabolalo, przyznaje, ale staralem sie nie myslec o tym. Ona musiała mnie po prostu poznac.
- ty tez jestes czlowiekiem- zauwazylem
- jestem...masz racje. Ale nie przebywam z ludzmi i nie mam okazji byc egoistyczna czy durna. Nie niszcze nic, bo nic nie mam. Szanuje siebie.
- jestes egoistka o chcesz miec siebie tylko na wylacznosc, a ja np. chcialbym cie poznac
- no coz. W koncu czlowiek popelnia bledy...wybacz- powiedziała wycwaniając się- ty tez popelniasz bledy. Pierwszy z nich to przede wszystkim siedzenie tu ze mną a drugi to piszac wiersze tylko dla siebie. Nie chcessz dzielic swojego talentu. Czyli juz jestes egoista i idiota. Do tego jestes mężczyzną i to wszystko wyjasnia- spojrzała sie na mnie usmiechajac sie zlosliwie
- skąd wiesz ze pisze wiersze?
- czytałam twój notes. Wybacz ale ciekawosc to cecha ludzka wiec wiesz...
- serio sądzisz że mam talent?- zapytałem zaskoczony.
- masz, ale co z tego jeśli jesteś idiotą i nie umiesz tego wykorzystać- powiedziała pokazując jak bardo chcę się mnie pozbyć
- ty też piszesz...pokażesz mi coś?- zapytałem zaciekawiony. Chciałem sobie porównać nasze wiersze
- nie- krótko i na temat
- no proszę...na blogu jakieś wstawiłaś?
- skąd wiesz że mam bloga?- podniosła głos przerażona. Widziałem w jej oczach złość.
- cytuję " ciekawość to cecha ludzka wiec wiesz"- powiedziałem ze złośliwoscią w głosie jak ona. Oko za oko ząb za ząb
Zaśmiala się. Pierwszy raz spojrzała na mnie miło.
- i co jeszcze o mnie wiesz?- zapytała niby w żartach ale wiedziałem że trochę ię boi że wiem rzeczy o których nie powinienem wiedzieć
- wiem sporo, ale nie chcę wymieniać tych rzeczy. Zachowam je dla siebie- zaczerwieniła się
- ludzie lubią dużo plotkować- powiedziała tak jakby chciala wytłumaczyć się z czegoś
- nie bój się...ja tam mam dobre źródła. Żadne plotki- powiedzialem umiechnięty
- sorry, ale muszę już iść- powiedziała nagle smutno
- powiedziałem coś złego?- bardzo zależało mi na tym aby została jeszcze trochę. Tym bardziej że coś ją gryzło a ja nie wiedziałem co
- nie zbliżaj się więcej do mnie- powiedziała i odeszła. Wziąłem szybko torbę do ręki i pobiegłem za nią. Okazało się że po wyjściu z kawiarni zaczęła biec. Miałem dobrą kondycję. Dogoniłem ją w pięć sekund. Płakała.
- Zosiu..zatrzymaj się- złapałem ją za nadgarstek, żeby się zatrzymała. Nie miała wyjścia. Stanęła koło mnie zakrywając swoją twarz włosami i jedną ręką. Nie chciała pokazać jaka jest prawda.
- co się stało? Coś powiedziałem?- zapytałem z troską. Tak bardzo chciałem ją w tej chwili pocieszyć.Nawet kosztem nie poznania prawdy
- zostaw mnie!- powiedziała głośno i wyrwała rękę - odwal się! Czy to takie trudne?
- nawet nie wiesz jak bardzo- powiedziałem szczerze- chciałbym dać ci spokój, ale niestety nie potrafię.
Zdjęła rękę z oczu, zbliżyła się do mnie. Spojrzała mi prosto w oczy i ....
....dostałem w twarz.
- nie dam się skrzywdzić po raz kolejny. Przykro mi, ale tym razem się nie dam. Więc odpuść sobie..i nie bądz załosny- powiedziała wciekła nadal płacząc. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Tym razem nie poszedłem za nią. Jejku, Paweł tak ją zranił, że teraz ona nie żyję. Zniszczył ją od środka i bałem się, że jej to nigdy nie przejdzie. Chciałem dla niej jak najlepiej, ale nie dawałem rady.Trudno dotrzeć do osoby, która w części już nie żyje
(Przepraszam za błędy, ale chciałam rozdział szybko skonczyć)
niedziela, 7 września 2014
sobota, 23 sierpnia 2014
Rozdział 1- Spojrzałem na nią inaczej.
Znowu zima. Płatki śniegu spadały na mnie tak smutno, kiedy zbliżałem się do mojej ulubionej kawiarenki dla studentów. Chodziłem tam codziennie z samego rana. To było jedyne miejsce w którym czułem się jak w domu. Przy dobrej kawie potrafiłem robić wiele rzeczy jednocześnie. Odrabiałem prace domowe, słuchałem muzyki, pisałem wiersze i jadłem swój jedyny posiłek w ciągu dnia. Mój plan lekcji był ciągle taki sam, dlatego dzień w dzień mogłem siedzieć tam dwie godziny. Rano nie było tam nikogo. Pustka była przyjemna. Może nie byłem tam całkiem sam. Na przeciwko mnie zawsze punkt szósta przy stoliku przy ścianie siadała szara myszka. Była to niska, chudziutka niezbyt ładna dziewczyna, która pojawiała się tam codziennie, nawet gdy była chora. Była tak cicha, jakby jej tam nie było. Dlatego według mnie jest tak pusto, tak idealnie.
Moje miejsce było po drugiej stronie kawiarenki przy oknie. Zimą miałem na co patrzeć. Usiadłem sobie z kubkiem ulubionej kawy i tostem i odruchowo spojrzałem na zegarek.
Punkt szósta. Spojrzałem na drugi koniec sali. Siedziała już tam. Zwykle sprawdzam tylko przez sekundę czy jest, ale tym razem patrzyłem dłużej. Może dlatego że płakała? Albo wyglądała gorzej niż zwykle? Zawze przychodziła w starannie rozpuszczonych włosach jednak dziś związała je w niedbałego koka. Była bez makijażu i do tego cała czerwona od płaczu. Nie miała przy sobie nawet jednej książki. Dziwne, zwykle sterta książek była wyższa od niej. Odwróciłem wzrok i zacząłem jeść swoje śniadanie, kiedy nagle zaczął jej dzwonić telefon. Widocznie unikała osobę,która dzwoniła, bo nie odbierała. Zajadała się czekoladą. W ciągu 30 minut zjadła już 2 tabliczki. Gdzie ona to mieści?
Wytarła sobie łzy i w końcu odebrała.
- nie dzwoń więcej!- krzyknęła- jesteś skończonym dupkiem!- rozłączyła się.
O mało mi oczy nie wypadły. Ona wydawała się taka...spokojna..A tu BOOM! Takie słowa..
Poza tym zakłóciła moją cisze i śniadanie przez nią nie było takie dobre. Byłem zły, bo zwykle jest tam cicho.
- dać pani chusteczkę?- zapytała kelnerka
- tak, dziękuję- powiedziała cichutko to był tak cieniutki głosik. Nigdy takiego nie słyszałem. Pasowal do jej osobowości. Pojawili się już pierwsi klienci. Dlatego szybko wytarła łzy i wyjęła z torebki książkę i zaczęła czytać
Czułem się jak w kinie, oglądając jakieś romansidło albo w domu z mamą oglądając jeden z seriali "Brzydula" czy coś takiego. Brrr..
Znudzony wziąłem swoją książkę od matematyki i zacząłem rozwiązywać zadania.
Jak przed ósmą wychodziłem z kawiarni ona jeszcze udawała że czyta- przynajmniej ja miałem takie wrażenie.
***
- Kuba zaczekaj!- krzyknęła za mną Jowita, kiedy wchodziłem do klasy
- będziesz dzisiaj u mnie o 20?- patrzyła na mnie tak, jakby moja obecność na jej urodzinach była obowiązkowa
- raczej nie da rady- skłamałem. Tak na prawdę nie miałem zajęcia. Ale ta dziewczyna mnie irytowała tym, że cały czas za mną chodziła. Nienawidzę taki dziewczyn. Tak, pół mojej szkoły. Niestety mam za duże powodzenie. Gdyby nie kawiarenka chyba bym utonął wśród tych nachalnych dziewczyn.
- oj...- posmutniała- a pojutrze?
- bardzo mi przykro, ale wątpię żebym kiedykolwiek miał czas. Jestem bardzo zajęty- nie lubiłem kłamać, ale życie "lubianego" już takie jest.
- czym?- nalegała. Spojrzałem na nią najbardziej złą miną jaką mogłem ją obdarzyć. Muszę przyznać, że była bardzo ładna i w sumie czemu nie?
Przynajmniej nie będę musiał wymyślać wymówek kiedy jakaś inna laska poprosi mnie, żebym przyszedł albo gdzieś z nią poszedł.
- no dobrze przyjdę- uśmiechnąłem się szczerze.
- ooo! świetnie!- uśmiechnęła się promiennie- pamiętaj! O 20!- i znikła w tłumie.
Usiadłem na swoim miejscu i spojrzałem na zegarek
- gdzie ten cholerny nauczyciel, gdybym ja się spóznił zrobiłby mi awanturę....- pomyślałem wkurzony
- cześć Kuba- powiedziała ze swojego miejsca jakaś dziewczyna. Nie pamiętam nawet jej imienia.
- hej...- uśmiechnąłem się do niej i wyjąłem podręcznik na ławkę
I w tej właśnie chwili wszedł do klasy nauczyciel ze znajomą osobą.
-hm....przecież to ta okularnica z kawiarenki- pomyślałem
- to jest wasza nowa koleżanka. Ma na imię Zosia
- kurcze..znowu jakaś brzydka- szeptał jakiś koleś za mną do kolegi
- i do tego kujonka- dodał
Muszę przyznać, że szkoda mi jej się zrobiło. Nikt jej nie znał, a już oceniał. Mogę zaliczyć się do listy dupków.
- znam ją...- szepnął Maciek do mnie. On był moim najlepszym przyjacielem. Od zawsze. Od pierwszego dnia szkoły podstawowej.
- skąd?- zapytałem.
- brat Jowity z nią chodził dla jaj. Założył się z kumplem że ją zaliczy- jak tylko to usłyszałem spojrzałem na nią inaczej.
- aha- powiedziałem udając że wcale mnie to nie obchodzi. Tak na prawdę strasznie nie lubiłem takich kolesi. Jak można bawić się czyimiś uczuciami tylko żeby się pośmiać?
***
Musiała czuć się jak gówno, kiedy w klasie było słychać tylko jeden wielki szept.
- siądź tam- wskazał nauczyciel palcem na miejsce z lewej przede mną.
- dobrze- powiedziała znowu cicho i melodyjnie.
Nagle ktoś rzucił ją kulką z papieru. Udawała, że wcale tego nie widzi.
Po raz kolejny dziś zrobiło mi się jej szkoda. Usłyszałem jakieś śmiechy z tyłu. Nie mogłem na to patrzeć. Miałem ochotę wyjść z tej klasy. Miałem taką ochotę codziennie, ale dziś nie chciałem wychodzić sam. Lecz z nią.
Między lekcjami, na przerwach siedziałem z kolegami, którzy nie mieli innych tematów poza "genialnym zakładem Pawła, brata Jowity". Idioci.
- idziesz dziś do Jowity?- zapytał Maciek- bo pół szkoły mówi, że będziesz
- będę, musiałem się zgodzić
- ty to masz szczęście- powiedział rozbawiony
- e tam......nie widzę plusów- powiedziałem przygnębiony
- podejdź do niej- powiedział nagle Maciek.
- ale do kogo?
- do Zośki, tej nowej. Gapisz się na nią cały czas....
- nieprawda- zaśmiałem się.
No może troszkę prawda. Ale tyci tyci.
- ale nie mów, że ci się podoba...- miał minę jakby ostatnie słowo, które chciał usłyszeć to "tak, podoba mi się"
- nie coś ty- powiedziałem szczerze. Nie podobała mi się. W końcu nie była zbyt ładna. Wydawała mi się tylko taka tajemnicza. Dlatego tak na nią zwracałem uwagę, była interesująca. Nic więcej.
Czy ja się niepotrzebnie tłumaczę???
- już myślałem- Maćkowi ewidentnie ulżyło.
Na reszcie lekcji nic się nie zmieniło. Nadal Zosia była dla mnie elementem badawczym a dla reszty osobą do wyśmiewania.
Po lekcjach, jak wszedłem do szatni jej już tam nie było. Jednak spotkałem ją w kawiarence. Na obiedzie. Nie wierzyłem że aż tyle mogła sobie naładować na talerz.
Siadłem tam gdzie zawsze.
- był tu taki chłopak i zostawił dla ciebie to- powiedziała miła kelnerka do Zosi. Podała jej różę i kartkę.
- dziękuję- powiedziała tym swoim głosikiem
Znowu zaczęła płakać, jak tylko otworzyła kopertę. Wzięła telefon do ręki i do kogoś zadzwoniła
- będę dzisiaj na imprezie- powiedziała smutno- tak, wybaczam ci. Nie żartuję.
Nie mogłem uwierzyć. Jak mogła komuś takiemu wybaczyć. Schowałem notes do wierszy do plecaka i wyszedłem na dwór. Już zrobiło się ciemno.
Śnieg przestał padać. Wszystko dookoła było pokryte białym puchem. Niechętnie wróciłem do domu. Ale i tak najgorsze miałem jeszcze przeżyć- impreza u Jowity.
***
Na tej domówce zniechęcało mnie wszystko. Zaczynając od ogromnej ilości osób kończąc na muzyce, której na prawdę, nie dało się słuchać.
- o jesteś na szczęście- powiedziała wesoło Jowita. Założyła czarną prostą sukienkę podkreślającą jej sylwetkę i buty na wysokim obcasie. Była tak wysoka jak ja. Dwie żyrafy.
- ładnie wyglądasz- wymknęło mi się. Kurcze. Ale przynajmniej ucieszyła się dziewczyna
- dzięki, ty też- złapała mnie za rękę i zaczęła mnie gdzieś prowadzić.
Tak myślałem. Do jej przyjaciółek
- to jest Kuba- powiedziała do nich
- cześć- powiedziałem zmieszany. Chciałem wracać do domu. Już miałem przeprosić i wyjść ale usłyszałem kłótnie za drzwiami kuchni
- przepraszam, ale ja nie mogę jednak stać koło ciebie jak gdyby nigdy nic- znajomy głosik. Zosia wyszła z kuchni. Zrobiła to tak szybko że po niej na tych urodzinach został lekki zapach jej perfum.
Ale najbardziej zdziwiłem się, kiedy usłyszałem to;
- przegrałeś zakład- powiedział jakiś męski głos
- no niestety. Myślałem że po tych różach się uda. To ile ci wiszę- odpowiedział brat Jowity. Mało brakowało a wszedłbym do kuchni i go zatłukł ale wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się na pięcie.
- gdzie idziesz?- zapytała zaskoczona Jowita
- niestety ale muszę iść- powiedziałem nawet nie odwracając się w jej stronę- przepraszam.
Na zewnątrz już nikogo nie było. Od dwóch lat widywałem tą dziewczynę dzień w dzień o szóstej i nigdy nie pomyślałbym, że "taka" dziewczyna może latać mi po głowie cały dzień. Ale po głowie latała mi myśl, że to wszystko z litości. Po prostu bylo mi jej szkoda. Bo ja nie potrafiłem kochać. Poza tym ona na pewno nie była w moim typie.
Ale tak bardzo chciałem żeby z 2 w nocy zrobiła się szósta rano.
Moje miejsce było po drugiej stronie kawiarenki przy oknie. Zimą miałem na co patrzeć. Usiadłem sobie z kubkiem ulubionej kawy i tostem i odruchowo spojrzałem na zegarek.
Punkt szósta. Spojrzałem na drugi koniec sali. Siedziała już tam. Zwykle sprawdzam tylko przez sekundę czy jest, ale tym razem patrzyłem dłużej. Może dlatego że płakała? Albo wyglądała gorzej niż zwykle? Zawze przychodziła w starannie rozpuszczonych włosach jednak dziś związała je w niedbałego koka. Była bez makijażu i do tego cała czerwona od płaczu. Nie miała przy sobie nawet jednej książki. Dziwne, zwykle sterta książek była wyższa od niej. Odwróciłem wzrok i zacząłem jeść swoje śniadanie, kiedy nagle zaczął jej dzwonić telefon. Widocznie unikała osobę,która dzwoniła, bo nie odbierała. Zajadała się czekoladą. W ciągu 30 minut zjadła już 2 tabliczki. Gdzie ona to mieści?
Wytarła sobie łzy i w końcu odebrała.
- nie dzwoń więcej!- krzyknęła- jesteś skończonym dupkiem!- rozłączyła się.
O mało mi oczy nie wypadły. Ona wydawała się taka...spokojna..A tu BOOM! Takie słowa..
Poza tym zakłóciła moją cisze i śniadanie przez nią nie było takie dobre. Byłem zły, bo zwykle jest tam cicho.
- dać pani chusteczkę?- zapytała kelnerka
- tak, dziękuję- powiedziała cichutko to był tak cieniutki głosik. Nigdy takiego nie słyszałem. Pasowal do jej osobowości. Pojawili się już pierwsi klienci. Dlatego szybko wytarła łzy i wyjęła z torebki książkę i zaczęła czytać
Czułem się jak w kinie, oglądając jakieś romansidło albo w domu z mamą oglądając jeden z seriali "Brzydula" czy coś takiego. Brrr..
Znudzony wziąłem swoją książkę od matematyki i zacząłem rozwiązywać zadania.
Jak przed ósmą wychodziłem z kawiarni ona jeszcze udawała że czyta- przynajmniej ja miałem takie wrażenie.
***
- Kuba zaczekaj!- krzyknęła za mną Jowita, kiedy wchodziłem do klasy
- będziesz dzisiaj u mnie o 20?- patrzyła na mnie tak, jakby moja obecność na jej urodzinach była obowiązkowa
- raczej nie da rady- skłamałem. Tak na prawdę nie miałem zajęcia. Ale ta dziewczyna mnie irytowała tym, że cały czas za mną chodziła. Nienawidzę taki dziewczyn. Tak, pół mojej szkoły. Niestety mam za duże powodzenie. Gdyby nie kawiarenka chyba bym utonął wśród tych nachalnych dziewczyn.
- oj...- posmutniała- a pojutrze?
- bardzo mi przykro, ale wątpię żebym kiedykolwiek miał czas. Jestem bardzo zajęty- nie lubiłem kłamać, ale życie "lubianego" już takie jest.
- czym?- nalegała. Spojrzałem na nią najbardziej złą miną jaką mogłem ją obdarzyć. Muszę przyznać, że była bardzo ładna i w sumie czemu nie?
Przynajmniej nie będę musiał wymyślać wymówek kiedy jakaś inna laska poprosi mnie, żebym przyszedł albo gdzieś z nią poszedł.
- no dobrze przyjdę- uśmiechnąłem się szczerze.
- ooo! świetnie!- uśmiechnęła się promiennie- pamiętaj! O 20!- i znikła w tłumie.
Usiadłem na swoim miejscu i spojrzałem na zegarek
- gdzie ten cholerny nauczyciel, gdybym ja się spóznił zrobiłby mi awanturę....- pomyślałem wkurzony
- cześć Kuba- powiedziała ze swojego miejsca jakaś dziewczyna. Nie pamiętam nawet jej imienia.
- hej...- uśmiechnąłem się do niej i wyjąłem podręcznik na ławkę
I w tej właśnie chwili wszedł do klasy nauczyciel ze znajomą osobą.
-hm....przecież to ta okularnica z kawiarenki- pomyślałem
- to jest wasza nowa koleżanka. Ma na imię Zosia
- kurcze..znowu jakaś brzydka- szeptał jakiś koleś za mną do kolegi
- i do tego kujonka- dodał
Muszę przyznać, że szkoda mi jej się zrobiło. Nikt jej nie znał, a już oceniał. Mogę zaliczyć się do listy dupków.
- znam ją...- szepnął Maciek do mnie. On był moim najlepszym przyjacielem. Od zawsze. Od pierwszego dnia szkoły podstawowej.
- skąd?- zapytałem.
- brat Jowity z nią chodził dla jaj. Założył się z kumplem że ją zaliczy- jak tylko to usłyszałem spojrzałem na nią inaczej.
- aha- powiedziałem udając że wcale mnie to nie obchodzi. Tak na prawdę strasznie nie lubiłem takich kolesi. Jak można bawić się czyimiś uczuciami tylko żeby się pośmiać?
***
Musiała czuć się jak gówno, kiedy w klasie było słychać tylko jeden wielki szept.
- siądź tam- wskazał nauczyciel palcem na miejsce z lewej przede mną.
- dobrze- powiedziała znowu cicho i melodyjnie.
Nagle ktoś rzucił ją kulką z papieru. Udawała, że wcale tego nie widzi.
Po raz kolejny dziś zrobiło mi się jej szkoda. Usłyszałem jakieś śmiechy z tyłu. Nie mogłem na to patrzeć. Miałem ochotę wyjść z tej klasy. Miałem taką ochotę codziennie, ale dziś nie chciałem wychodzić sam. Lecz z nią.
Między lekcjami, na przerwach siedziałem z kolegami, którzy nie mieli innych tematów poza "genialnym zakładem Pawła, brata Jowity". Idioci.
- idziesz dziś do Jowity?- zapytał Maciek- bo pół szkoły mówi, że będziesz
- będę, musiałem się zgodzić
- ty to masz szczęście- powiedział rozbawiony
- e tam......nie widzę plusów- powiedziałem przygnębiony
- podejdź do niej- powiedział nagle Maciek.
- ale do kogo?
- do Zośki, tej nowej. Gapisz się na nią cały czas....
- nieprawda- zaśmiałem się.
No może troszkę prawda. Ale tyci tyci.
- ale nie mów, że ci się podoba...- miał minę jakby ostatnie słowo, które chciał usłyszeć to "tak, podoba mi się"
- nie coś ty- powiedziałem szczerze. Nie podobała mi się. W końcu nie była zbyt ładna. Wydawała mi się tylko taka tajemnicza. Dlatego tak na nią zwracałem uwagę, była interesująca. Nic więcej.
Czy ja się niepotrzebnie tłumaczę???
- już myślałem- Maćkowi ewidentnie ulżyło.
Na reszcie lekcji nic się nie zmieniło. Nadal Zosia była dla mnie elementem badawczym a dla reszty osobą do wyśmiewania.
Po lekcjach, jak wszedłem do szatni jej już tam nie było. Jednak spotkałem ją w kawiarence. Na obiedzie. Nie wierzyłem że aż tyle mogła sobie naładować na talerz.
Siadłem tam gdzie zawsze.
- był tu taki chłopak i zostawił dla ciebie to- powiedziała miła kelnerka do Zosi. Podała jej różę i kartkę.
- dziękuję- powiedziała tym swoim głosikiem
Znowu zaczęła płakać, jak tylko otworzyła kopertę. Wzięła telefon do ręki i do kogoś zadzwoniła
- będę dzisiaj na imprezie- powiedziała smutno- tak, wybaczam ci. Nie żartuję.
Nie mogłem uwierzyć. Jak mogła komuś takiemu wybaczyć. Schowałem notes do wierszy do plecaka i wyszedłem na dwór. Już zrobiło się ciemno.
Śnieg przestał padać. Wszystko dookoła było pokryte białym puchem. Niechętnie wróciłem do domu. Ale i tak najgorsze miałem jeszcze przeżyć- impreza u Jowity.
***
Na tej domówce zniechęcało mnie wszystko. Zaczynając od ogromnej ilości osób kończąc na muzyce, której na prawdę, nie dało się słuchać.
- o jesteś na szczęście- powiedziała wesoło Jowita. Założyła czarną prostą sukienkę podkreślającą jej sylwetkę i buty na wysokim obcasie. Była tak wysoka jak ja. Dwie żyrafy.
- ładnie wyglądasz- wymknęło mi się. Kurcze. Ale przynajmniej ucieszyła się dziewczyna
- dzięki, ty też- złapała mnie za rękę i zaczęła mnie gdzieś prowadzić.
Tak myślałem. Do jej przyjaciółek
- to jest Kuba- powiedziała do nich
- cześć- powiedziałem zmieszany. Chciałem wracać do domu. Już miałem przeprosić i wyjść ale usłyszałem kłótnie za drzwiami kuchni
- przepraszam, ale ja nie mogę jednak stać koło ciebie jak gdyby nigdy nic- znajomy głosik. Zosia wyszła z kuchni. Zrobiła to tak szybko że po niej na tych urodzinach został lekki zapach jej perfum.
Ale najbardziej zdziwiłem się, kiedy usłyszałem to;
- przegrałeś zakład- powiedział jakiś męski głos
- no niestety. Myślałem że po tych różach się uda. To ile ci wiszę- odpowiedział brat Jowity. Mało brakowało a wszedłbym do kuchni i go zatłukł ale wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się na pięcie.
- gdzie idziesz?- zapytała zaskoczona Jowita
- niestety ale muszę iść- powiedziałem nawet nie odwracając się w jej stronę- przepraszam.
Na zewnątrz już nikogo nie było. Od dwóch lat widywałem tą dziewczynę dzień w dzień o szóstej i nigdy nie pomyślałbym, że "taka" dziewczyna może latać mi po głowie cały dzień. Ale po głowie latała mi myśl, że to wszystko z litości. Po prostu bylo mi jej szkoda. Bo ja nie potrafiłem kochać. Poza tym ona na pewno nie była w moim typie.
Ale tak bardzo chciałem żeby z 2 w nocy zrobiła się szósta rano.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
